Dotychczas Warta Poznań rozgrywała swoje spotkania w Grodzisku Wielkopolskim. Trwało to od 2019 roku. Jeżeli się utrzyma w Ekstraklasie, to sytuacja się zmieni. Będzie grała na stadionie przy Bułgarskiej. To oznacza, że tydzień w tydzień fani z tego miasta będą śledzić u siebie Ekstraklasę. Greenkeeperzy będą mieli ręce pełne roboty.
Już w swoim drugim sezonie w I lidze Warta Poznań nie grała w tzw. swoim “Ogródku”, jak mówi się na stadion przy drodze Dębińskiej mogący pomieścić 4500 kibiców, a przeniosła się do Grodziska Wielkopolskiego, który okazał się szczęśliwy w barażach. Stary stadion nie spełniał wymogów, dlatego trzeba było się przenieść do Grodziska Wielkopolskiego. To oznaczało dla poznaniaków ponad 50 kilometrów, by obejrzeć mecz swoich ulubieńców. Taka droga jest zwyczajnie nieopłacalna i zarezerwowana tylko dla najwytrwalszych kibiców. Dlatego średnia frekwencja spotkań Warty w sezonie 2023/24 to 3767 osób, zatem aż 1500 pustych krzesełek, bo dostępnych miejsc na byłym obiekcie Groclinu jest około 5300. Na taką Puszczę Niepołomice mało komu chciało się jechać. Nie pojawiło się nawet 1500 osób.
Takie rozjazdy trwały już od 2019 roku. Rozpoczęły jeszcze w I lidze i były kontynuowane w każdym kolejnym sezonie Ekstraklasy. To daje sumę pięciu lat. Klub nazywał się Warta Poznań, a nie grał w tym miejscu. Wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić. Warta otrzymywała licencję warunkową, ale PZPN w końcu nakazał rejestrację w rzeczywistym miejscu rozgrywania spotkań. W mediach pojawiała się nawet plotka, iż klub zmieni nazwę na Warta Grodzisk Wielkopolski, jednak było to raczej celem wywołania sensacji. Grzegorz Hałasik z “Radia Poznań” uspokajał, że nic takiego nie będzie miało miejsca, ponad 100-letnia tradycja zostanie zachowana i funkcjonująca nazwa nie zaniknie.
Okazuje się, że nie będzie potrzeby zmian rejestracyjnych. Warta Poznań otrzymała licencję na przyszły sezon Ekstraklasy (najpierw jednak musi się utrzymać), ale z domowym obiektem… przy ulicy Bułgarskiej. Zatem już “na legalu” obejrzymy derby Poznania, o które było tak dużo szumu w Polsce, że Lech ma jeden dodatkowy mecz u siebie. Nie da się też ukryć, że w Poznaniu panuje dość specyficzna i nietypowa atmosfera wokół klubów. Często jest tak, że fani Lecha sympatyzują także z Wartą i również na nią chodzą. Teraz będą mieli dodatkową okazję do zainteresowania, bo co tydzień mogą odwiedzać ten sam obiekt. To powinno z pewnością zwiększyć zainteresowanie i frekwencję, na co pewnie liczono, przyklepując ten “deal”. W Grodzisku za to wciąż będzie pracowała Akademia Warty.
Warta w zasadzie… nie miała wyjścia i musiała liczyć na pomoc ze strony miasta. Tak komentował to rzecznik klubu Piotr Leśniowski: – Mieliśmy trzy opcje: zachowanie status quo, czyli grę w Grodzisku Wielkopolskim, przeniesienie siedziby spółki do Grodziska lub zgłoszenie Stadionu Miejskiego. Te pierwsze dwie opcje się „wykruszyły”, bowiem przedstawiciele komisji licencyjnej nie zgodzili się na kolejny rok gry w Grodzisku. Sama zmiana siedziby spółki uznana by była jako działania pozorowane. Dlatego została nam tylko jedna opcja. Zatem nowy trener będzie już miał większy komfort pracy niż Dawid Szulczek. Od sezonu 2024/25 szkoleniowcem “Zielonych” ma zostać Mariusz Misiura wykonujący kawał dobrej roboty w Zniczu Pruszków, z którym wywalczył awans do Fortuna 1. Ligi i jest rewelacją obecnie trwającego sezonu.
Komisja wyraziła zgodę, ale postawiła warunek zawarcia przez klub stosownej umowy najmu z dzierżawcą obiektu, czyli spółką Stadion Poznań. Artur Meissner dziękował między innymi Jackowi Jaśkowiakowi. Skoro takie rozwiązanie, to pewnie Warta olała temat modernizacji własnego “Ogródka”? Nic bardziej mylnego. Cały czas są plany, by powstał tam unowocześniony obiekt spełniający wymogi. Na razie jednak wiadomo, że to koniec z podróżami po 50 kilometrów z Poznania do Grodziska. O szacunku do obu klubów świadczy też decyzja Warty, by nie korzystać z sektora dla najzagorzalszych kibiców Lecha – tzw. “Kotła”. Kwestie organizacyjne zostały dopięte.Trzeba będzie najwyżej częściej wymieniać murawę, bo greenkeeperzy nie wyrobią z taką orką. Dotychczas maksymalnie wymieniano ją dwa razy do roku. Oby tylko nie zrobiło się z tego kartoflisko, bo “tniemy koszty”.