Skip to main content

Gorzej w Neapolu być nie mogło. Mistrz kraju nawet nie dostał się do europejskich pucharów i zajął w sezonie 2023/24 odległe 10. miejsce w lidze. Drużynę prowadziło aż trzech trenerów – Rudi Garcia, Walter Mazzarri oraz Francesco Calzona, który łączył pracę z byciem selekcjonerem reprezentacji Słowacji. Aurelio De Laurentiis postanowił zaryzykować i wziąć krnąbrnego “wynikowca” – Antonio Conte.

Antonio Conte to człowiek, który za dotknięciem czarodziejskiej różdżki potrafi odmienić styl gry zespołu i przede wszystkim wyniki. W Napoli bez wątpienia jest co poprawiać. Indywidualnie zawodnicy zaliczyli bowiem regres, co najbardziej widoczne jest po kapitanie Giovannim Di Lorenzo. Włoch po zdobyciu mistrzostwa zapragnął już do końca kariery reprezentować barwy klubu z południa kraju i podpisał umowę aż do 2028 roku. W minionym sezonie jednak jego forma spadła o kilka poziomów. Często prezentował się przeciętnie, popełnial błędy, dawał się objeżdżać i był bardzo krytykowany. Brak docenienia poskutkował tym, że kapitan chce uciec z tonącego okrętu. Zmieniła się jego perspektywa lojalności i nie chce dłużej być piłkarzem Napoli. Po prostu źle zaczął się tutaj czuć.

Uciec do Premier League chciałby także Victor Osimhen. Zasłynął we wrześniu 2023 z afery tik-tokowej. Poza tym był też przez kilka miesięcy niedostępny. Wypadł jesienią na miesiąc z powodu kontuzji ścięgna udowego i nie mógł wystąpić między innymi w spotkaniu z Milanem. Nabawił się jej w sparingu reprezentacji Nigerii. Zimą z kolei wyjechał na Puchar Narodów Afryki i nie był dostępny przez niemal dwa miesiące. Osimhen z kolegami dotarł tam aż do samego finału, przegrywając z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Nie mógł z niego korzystać Walter Mazzarri, a ofensywa Napoli aż w czterech meczach na siedem w Serie A bez niego zagrała na zero z przodu. Kolejna gwiazda, która zaliczyła regres i nie jest już tak przebojowa to Chwicza Kwaracchelia. Taktyka SSC Napoli polegała często na metodzie – podaj do Gruzina, niech coś wyczaruje. Problem jednak jest taki, że skrzydłowy był podwajany albo i potrajany i mnóstwo pojedynków przegrywał. Częściej denerwował niż był z niego pożytek. Szczególnie było to widoczne w Lidze Mistrzów – raptem jedna asysta na ok. 700 minut to wynik słabiutki. Celem Antonio Conte jest po prostu zrobić rewolucję, z jakiej zasłynął w Chelsea oraz Interze.

Wystarczyło mu po jednym sezonie, wprowadził swoje ukochane wahadła i zdobył po mistrzostwie Anglii i mistrzostwie Włoch. W Interze dał go kibicom po 11 latach oczekiwania i odmienił w moment. Rozbił ligę w pył. Przewaga nad drugim Milanem wyniosła aż 12 punktów. Miał najlepszą obronę w lidze i prawie najlepszy atak (Atalanta strzeliła o gola więcej). Aż trzech z czterech obrońców sezonu to gracze Interu – Achraf Hakimi, Stefan de Vrij oraz Alessandro Bastoni, który miał wówczas 21 lat. Nieoczywisty bohater? Ashley Young na lewym wahadle. Conte wyczarował tego piłkarza z niczego. Anglik rozegrał prawie 2000 minut wymiennie na jednej stronie z Ivanem Perisiciem. Na wyżyny możliwości wzbił się też sprowadzony z Barcelony Arturo Vidal, po którym nie spodziewano się cudów. A jednak – także i on okazał się jednym z architektów. Wspólnym mianownikiem mistrzostwa Inzaghiego oraz Conte był z kolei Nicolo Barella. Trzy lata temu był drugim najczęściej grającym, a teraz trzecim najczęściej grającym piłkarzem. Wybiegany środek pola, wirtuoz, wahadła i bramkostrzelny napastnik – tu był to Romelu Lukaku. Na niego też trochę pracował Lautaro Martinez. Duet ten był zabójczy. Zdobył aż 49 bramek we wszystkich rozgrywkach i nazywano go “LuLa”.

Szkoleniowiec słynął z tego, że potrafił wyjąć z kapelusza nieoczywistych bohaterów. Wystarczy przypomnieć wahadłowych “The Blues” z sezonu 2016/17. Przecież byli to Marcos Alonso na lewej stronie oraz Victor Moses na prawej. Hiszpań skończył sezon z sześcioma bramkami i trzema asystami. Aż osiem goli (sześć w lidze) strzelił stoper – Gary Cahill, natomiast w ataku błyszczał duet Hazard-Costa. Chelsea nigdy później nie miała już takiego napastnika. Costa potrafił wziąć na plecy Nicolasa Otamendiego i wyczarować z niczego bramkę. Po prostu odbijał się od obrońcy, wygrał pojedynek, robił sobie miejsce i strzelał. Nie potrzebował miliona setek jak Nicolas Jackson, tylko dosłownie pół sytuacji albo i ćwierć – jak z West Bromem, gdzie przepchnął Garetha McAuleya i załadował po widłach. Oczywiście na 1:0. Dyrygentem tej bandy był Cesc Fabregas, po którym wielu nie spodziewało się, że stać go jeszcze na taki poziom. Wykręcił 18 ligowych asyst i świetnie bił stałe fragmenty. We wszystkich rozgrywkach tych jego asyst było 26, w tym ta z finału Carabao Cup. Chelsea tamten puchar także wygrała.

No to czas na podpalenia. W Chelsea oraz Interze podpalał chatę po czym uciekał. Nie podobało mu się, że coś zaczyna funkcjonować nie na jego zasadach. W przypadku Interu nie mógł zaakceptować wizji osłabienia drużyny przed nadchodzącym sezonem oraz wstrzymywania pasa przed transferami. On chciał wzmocnić jeszcze poszczególne pozycje, a tu mi chcieli team osłabić. Zasugerowano mu – dwie gwiazdy zespołu mogą odejść. I rzeczywiście – Hakimi zamienił Inter na PSG, a Romelu Lukaku na Chelsea. W takich warunkach pracować nie zamierzał. Nie po to coś osiągnął, żeby mu i tak dziurawy zespół jeszcze osłabiali. Włoskie media podały, że rozstanie było spowodowane niezadowoleniem Conte z planów cięć kosztów w związku ze skutkami pandemii koronawirusa, a prezes Interu Steven Zhang wyjaśnił później, że obaj mieli zupełnie inne plany na nadchodzący sezon. Włoski szkoleniowiec nie chciał się wypowiadać. Dogadał się w ten sposób, że rozwiązał umowę za porozumieniem stron.

W Chelsea wpadł w furię, kiedy to Manchester United ściągnął z Evertonu Romelu Lukaku. Jego drugi sezon (2017/18) był nieudany. Aż 10 porażek, wypadnięcie z TOP4, a zwolniono go komunikatem, który zawierał się w 61 słowach. Kosztowało to “The Blues” ponad 25 mln funtów. W trakcie sezonu powtarzał, że on się nie zmieni, jest jaki jest i nigdy nie zostanie dyplomatą. Conte wskazywał zawodników, a później ich nie dostawał. Napięcie w nim rosło, miał pretensje do poszczególnych graczy. Latem zrobił też “samowolkę” z Diego Costą, wysyłając mu SMS-a, że nie widzi go w planach na sezon 2017/18. Był zły o wcześniejszą kontuzję pleców, którą – jego zdaniem – symulował. Dyrektor Michael Emenenalo odszedł w listopadzie, bo miał dosyć marudzenia. Z zawodnikami też zaczynało się psuć. Po jesiennej porażce w grupie Ligi Mistrzów z AS Romą (0:3) narzekał na brak pasji, zaangażowania i na to, że nie poznaje swojej drużyny. Gdy David Luiz z kolei chciał się pochwalić zwycięstwem w FA Cup, to… wkleił trzy puchary na zdjęcie w taki sposób, że zasłoniły one Antonio Conte. Na szkoleniowca narzekał też Willian, który nie rozumiał swojej zmarginalizowanej roli w drużynie. W końcu to musiało pęknąć, żeby nie powiedzieć… pieprznąć.

Historia Tottenhamu jest już inna, ponieważ tam nie było sukcesu i podpalenia chaty. Aurelio De Laurentiis musi mieć w pobliżu zastępy straży pożarnej, bo z Conte nie ma nudy. A niech tylko coś idzie nie po jedo myśli… to trener na krótkotrwały sukces i zapewne o to chodzi właścicielowi. O impuls, pobudzenie marazmu, który dopadł tę drużynę.

Related Articles